#

Poślizg (niezbyt) kontrolowany

#Maciej Raczewski 05 gru 2024
 

Najczęstszym pytaniem jakie słyszę od osób, które chcą zapisać się na kurs doskonalenia techniki jazdy jest bezkonkurencyjnie: „Czy uczycie opanowywania poślizgów?” Pytanie to pada równie często z ust „świeżo upieczonych” posiadaczy prawa jazdy jak i doświadczonych kierowców, z setkami tysięcy kilometrów za kółkiem. Moja odpowiedź jest zawsze taka sama: „Uczę, jak do nich nie doprowadzać”.

Dlaczego? Większość sytuacji, w których komuś udało się wyprowadzić auto z poślizgu – mam tu na myśli normalne sytuacje drogowe przy prędkościach rzędu 70-90 km/h,a nie ”jazdę na ręcznym” po giełdzie - to był przypadek. Pamiętajcie, że lepszym kierowcą jest ten, który potrafi uniknąć utraty przyczepności, niż ten, który ją jakoś opanuje. To reguła, która obowiązuje zarówno no zwykłych drogach, jak i na trasach rajdowych. Gdyby można było całkowicie kontrolować poślizg, to czy doświadczeni, rajdowi mistrzowie wypadali by z drogi? Nawet oni przy całym swoim kunszcie, muszą zdać się czasami na łut szczęścia – gdy przesadzą, kończą jak każdy inny kierowca – poza drogą.

„[...] lepszym kierowcą jest ten, który potrafi uniknąć utraty przyczepności, niż ten, który ją jakoś opanuje.”

Jeżeli auto zaczyna się ślizgać, oznacza to, że popełniłeś błąd za kierownicą. A czasu i miejsca na jego naprawienie może być za mało. Gdy auto zaczyna się obracać na drodze jest już za późno na manewry. Dobry kierowca, to taki, który potrafi rozpoznać sytuację, dobrze się do niej przygotować i wykorzystać w porę całe doświadczenie i umiejętności. Wtedy okaże się, że „da się wyjść z poślizgu” - a tak naprawdę wykonać szereg działań, który sprawi że efektem końcowym będzie co najwyżej niewielki poślizg przy niskiej prędkości, na którego wystąpienie kierowca zdąży się przygotować i zdusi go w zarodku. Profilaktyka popłaca także na drodze.

Wrócę jeszcze do wspomnianej „jazdy na ręcznym” po placach. Żeby ktoś nie zrozumiał, że drwię z osób, które w ten sposób „bawią się” swoimi autami, gdy spadnie pierwszy śnieg. Wręcz przeciwnie. Zachęcam wszystkich kierowców, gdy tylko macie dostępny odpowiednio duży plac, na którym nie stworzycie zagrożenia dla innych (nie tylko kierowców, ale przede wszystkim pieszych), by tego spróbować. Doprowadzając celowo do poślizgu mamy szanse nauczyć się rozpoznawania oznak utraty przyczepności, a taka wiedza może nam kiedyś pomóc odpowiednio wcześnie zareagować.

Naturalnie najlepszą nauką jest ta pod okiem doświadczonego instruktora (nie mylić z „Wujkiem dobra rada”), ale samemu też możemy zacząć stawiać pierwsze kroki. Najważniejsze by nie zapomnieć o tym, że to co udało się przy 20 km/h, raczej nie uda się przy 90 km/h. No i zapamiętajcie, że auto samo nie wpada w poślizg - to zawsze efekt zachowania kierowcy, który przeważnie nawet się tego nie spodziewa.

Maciej Raczewski
(artykuł ukazał się pierwotnie w magazynie „TRENDY” nr 47)