#

My się zimy nie boimy...

#Maciej Raczewski 23 lis 2024
 

...ale czy słusznie? Wprawdzie już chyba nikomu nie trzeba udowadniać wyższości opony zimowej nad letnią o tej porze roku, to jest coś innego, co nie daje mi spokoju. O ile o oponach zimowych trąbi się od kilkunastu lat, to podstawa bezpiecznej jazdy jest tak stara jak sam samochód: WIDOCZNOŚĆ. Już u zarania motoryzacji przepisy nakazywały, by przed automobilem szedł sygnalista i flagą, lub w razie niedostatecznej widoczności trąbką oznajmiał o zbliżającej się machinie.

Dziś wszystko jest łatwiejsze, przyjemniejsze, ale też dzieje się o wiele szybciej. Tylko, czy dla tych 4-5 minut warto ryzykować życie? O czym mówię? O dokładnym odśnieżeniu auta, odparowaniu szyb i przygotowaniu siebie do jazdy.

Zacznijmy od tego pierwszego. Niby żadna filozofia, jednak ilość aut ze śniegową czapą na dachu, masce i bocznych szybach udowadnia, że coś jest nie tak. Przecież nie trzeba wróżbity, by przewidzieć efekt nieco tylko mocniejszego hamowania. Zsuwający się na przednią szybę śnieg, który kompletnie zasłania widoczność to realne zagrożenie nie tylko dla kierowcy, ale i pieszych. Nawet gdy nie musimy ostro hamować, to w końcu śniegowa czapa odklei się od dachu i pofrunie z impetem w jadące za nami auto. Rozbita szyba drugiego samochodu może być tylko początkiem nieszczęścia.

„[...] ilość aut ze śniegową czapą na dachu, masce i bocznych szybach udowadnia, że coś jest nie tak.”

Czy tylko z pośpiechu wynika takie zaniedbanie? A może chcemy oszczędzić, na potrzebnych kilka razy do roku akcesoriach zimowych? Doprawdy? Komplet – zmiotka i skrobaczka – można kupić już za kilkanaście złotych. Spray do odmrażania szyb to podobna kwota.

Kolejna sprawa wiąże się z odwiecznym sporem: rozgrzewać silnik z rana czy od razu ruszać i nie zanieczyszczać środowiska. O ile lobby ekologów ma swoje racje i z zasady nie powinniśmy na postoju utrzymywać włączonego silnika, to w sytuacji, gdy szyby zaparowały nam od wewnątrz możemy czuć się wytłumaczeni. Przy niewielkich nawet mrozach nic nie da przetarcie szyby - w mgnieniu oka zamarznie. Zaczekajmy krótką chwilę, aż silnik rozgrzeje powietrze i wspomoże usunięcie szronu. Jeżeli możemy, wspomagajmy się klimatyzacją, która przyspieszy osuszenie wnętrza.

No i na koniec o nas samych, bo bywamy mistrzami w utrudnianiu sobie życia. Wsiadamy za kierownicę w grubych kurtkach, czapkach, szalikach, rękawiczkach. Ograniczamy sobie możliwość ruchów, a do tego nie zdążymy nawet zauważyć, kiedy robi nam się za ciepło, zaczynamy się pocić, czym zwiększamy wilgotność w aucie, które... znowu zaczyna parować. Błędne koło. Jak widzicie, nie trzeba wiele, by jazda zimą nie była udręka, i mogła sprawiać tyle samo przyjemności co latem. Pamiętajcie o tym.

Maciej Raczewski
(artykuł ukazał się pierwotnie w magazynie „TRENDY” nr 46)